Psychologia uczuć forum.
Administrator
Co to ma wspólnego ze stresem?
Bo w takiej sytuacji rodzi się frustracja, poczucie niespełnienia wizji rodziny, małżeństwa, bo kobieta i mężczyzna oddalają się od siebie. Mam takie pacjentki, które myślą o małżeństwie i mają poczucie, że w związku z tym muszą z różnych rzeczy zrezygnować. Zamiast przeformułować sobie wizję małżeństwa, rolę żony, one wolą zmienić swoje zwyczaje i upodobania. I w efekcie myślą o związku w kategoriach utraty wolności. Dla nich matka przestaje być kobietą.
To znaczy?
Matka zajmuje się dziećmi i domem. Cała reszta relacji ze światem, czas dla 'reszty siebie' jest wykradana z poczuciem winy, że nie czuję pełni szczęścia, będąc jedynie mamą i panią domu. A kobieta oprócz tego potrzebuje iść na siłownię albo z koleżankami na piwo, albo do łóżka z mężem w seksownej bieliźnie, albo bez bielizny, ale czując się seksownie. Kobieta dba o relację ze swoim mężczyzną, a nie mówi: 'Tatuśku, idź po mleko'. I dba o to, by on nie zapomniał, że ona jest kobietą.
Nie znam nikogo, kto by mówił do ojca swoich dzieci 'tatuśku'.
Nie? No to może nie tak dosłownie, że 'tatuśku', że siatkowy podkoszulek i szuranie laczkami po podłodze. Ale i tak pozostaje myślenie o partnerze: trafiony zatopiony, nie odpłynie. A gdzie randki? Gdzie wyjazd we dwoje? Wzajemne zauważanie siebie na co dzień, a nie tylko wtedy, gdy trzeba kupić nową lodówkę na raty? Źródłem stresu pacjentek często jest to, że się oddalają od swoich partnerów. Ale zamiast o tym porozmawiać, one wolą strzelić focha, zrobić minę kota ze 'Shreka' albo czekać, aż on się domyśli. A trzeba usiąść i powiedzieć facetowi, którego się kocha, że w ich związek wkrada się nuda, że on jest dla niej ważny i że chciałaby, żeby mieli coś tylko dla siebie.
I co będzie dalej?
Żyli długo i szczęśliwie?
Dlaczego ze znakiem zapytania?
Bo ludzie myślą, że to jest nieosiągalne, nierealne, żeby mówić, że są szczęśliwi. Czasami musi się stać coś trudnego w ich życiu, żeby zobaczyli, że mieli szczęście i szczęśliwe chwile. Często jednak, jeżeli nic ich nie zatrzyma, nie dostrzegają, że żyją w ciągłym napięciu. I że warto się temu przyjrzeć. Czemu służy ta gonitwa? Co by się stało, gdybym teraz rzuciła wszystko i położyła się na łóżku? Gdybym z czegoś zrezygnowała, zamiast walczyć o perfekcjonizm? Przed kim ciągle chcę zdawać egzamin? Jak widzę rolę kobiety?
A gdyby tak naprawdę chcieć żyć szczęśliwie?
Może warto zwiększać sobie liczbę przyjemności? Przy życiu w wiecznym stresie egoizm jest czymś zdrowym. Jeśli nie duża zmiana, to chociaż niech ona wieczorem dziesięć minut spędzi, starannie zmywając sobie makijaż i wklepując krem, a nie zmywając naczynia. Bo to nie z naczyniami pójdzie do łóżka. Do mnie czasem przychodzą ludzie i mówią: 'Proszę coś zrobić, żebym się lepiej czuła w życiu, ale nie chcę nic w nim zmieniać. To otoczenie ma mnie inaczej traktować i wtedy może podejmę jakieś działania'. Wtedy mówię, że szkoda czasu na psychoterapię i lepiej przeznaczyć ten czas na stałe, cotygodniowe spotkania z koleżankami. Wiele moich pacjentek, zwłaszcza tych koło trzydziestki, ma ogromny problem, bo pochodzą z domów, w których obowiązywał tradycyjny model rodziny, a one już go nie chcą, ale nie wiedzą, czego chcą w zamian. Dziecko miało rodziców, ale nie miało możliwości przyjrzeć się ich relacji jako kobiety i mężczyzny, bo tej relacji właściwie nie było. Albo była zła. I teraz to dorosłe dziecko mówi, że chce żyć inaczej i nie wie jak. I to jest dla tych kobiet źródłem potężnego stresu. Przez ostatnie dziesięć lat myślały, że on się zmieni albo domyśli, albo że będzie tak jak na początku.
Offline